Status serwera H&H widoczny tylko dla zalogowanych użytkowników.



  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Cztery fagmenty



#1
Pewnie nie wszyscy przebrną, ale tak to już bywa. Zresztą autor do najlżejszych nie należy. Cytaty ze zbioru "Król bólu". Ciężko powiedzieć czy z opowiadania (ma ok. 300 stron) czy z powieści (powieści raczej nie wydaje się w zbiorach) w każdym razie z utworu "Linia oporu". Miały być dwa krótsze, wyszły cztery całkiem długie. Dla wytrwałych, więc powodzenia.

Powiększyłem czcionkę, bo strasznie długie były linie i ciężko się to czytało.

"A więc dwadzieścia siedem lat i nadal nic.
Jest inteligencja, nie ma życia.
To my wam teraz powiemy, Kostrzewa. INTELIGENCJA JEST PRZECENIANA.
Ludzie wybitnie inteligentni bardzo często niczego w życiu nie osiągają.
Dlaczego? Właśnie dlatego, że są tak inteligentni.
Popatrz na swoją historię i powiedz, czy mamy rację. Czy nie.
Kiedy kształtuje się charakter, nawyki, kiedy wypalają się w mózgu ścieżki przyjemności, satysfakcji i szacunku - geniusz zazwyczaj nie musi się w ogóle wysilać. Wszystko przychodzi mu bez pracy i bez napięcia. Bez ryzyka porażki.
Także podziw i respekt zdobywa nie dzięki temu, co robi. Nie dzięki pracy.
Zdobywa je dzięki temu, że jest, jaki jest.
Ma to darmo.
Aż dociera do punktu, gdy sama inteligencja nie wystarcza.
I co? I już nie potrafi się zdobyć na pracę nad sobą. Musi. A nie może. Nie nauczył się.
Widzi, że prześcigają go ludzie daleko mniej uzdolnieni. (Bo przysiedli fałdów).
Zaczyna gorzknieć. Nakręca w sobie sprężyny zawiści, snobizmów. Rozmaitych dziwactw i paranoi. Wszystko to z pretensji i urazy do świata i ludzi.
Lecz zmienić całej swej osobowości - już nie potrafi.
Taki los superinteligentnych, Kostrzewa.
Często natomiast sukces osiągają ci, którzy startowali z handicapem.
Sama przeszkoda z czasem traci na znaczeniu. Jednak wypracowane na niej: upór, pracowitość, pokora, wiara we własne siły, zdrowe ambicje - pozostają na całe życie.
Mnogo a mnogo przykładów „geniuszy niedocenianych". Albo pochodzących z niskich środowisk, z pokręconych rodzin, wychowanych w trudnych miejscach, trudnych czasach.
Poczytaj biografie wielkich, Kostrzewa. Nie mieli lekko.
Społeczeństwo jednak samo wbudowuje w system katalizatory charakteru.
Kto jest królem szkoły? Cham mięśniak. Intelektualistów napierdala dla rozrywki. Kotki też lgną do ciemnych typów.
Rozum leży na samym dole.
Nerdów depczą i opluwają.
Trzeba przez to przejść, trzeba.
Bo inaczej - co po rozumie?
Mózg możesz sobie wytrenować. Wyćwiczyć elastyczność umysłu, chłonność, ciekawość świata. Zdolności kojarzenia. Zwłaszcza pamięć.
Nad inteligencją da się pracować.
Ale za cholerę nie wyrozumujesz sobie charakteru.
Taki jest kres wszelkiego gejdżu: wola gejdżowania."



"Jak trudno zmusić ludzi do bezinteresownej kooperacji dla wspólnego dobra! Ale niech współpracują nie dla owego dobra, lecz dla samej frajdy współpracy w grze. Cel osiągną (przy okazji), a tymczasem stworzą gildie, wikipedie, armie, korporacje, Państwa Ducha.
Nie skupisz też dzieci na jednym zadaniu na dłużej niż chwilę, wszystkie już cierpią na ADHD. Ale wciągnij dziecko w grę, a nie będzie sypiać, byle zdobyć miecz o jeden punkt lepszy, byle pokonać potwora, którego nikt nigdy nie pokonał, zostać bohaterem słynnym na całą szlaję.
I co osiągnie PRZY OKAZJI?
To zależy wyłącznie od przemyślności projektantów gry, kreatywów startowych. Od podszeptów dobrych czarowników."




"Wstaje o świcie, myje zęby, sprawdzając operacje gildii z innych stref czasowych, kto wykonał zadanie, kto zawiódł, co się wydarzyło na frontach, jak zmieniły się ceny magicznych pierścieni i generatorów pól siłowych, jakie plotki krążą w komnatach aliansów, idzie nakarmić zwierzęta, a obora jest zamczyskiem klanu bałkańskich wilkołaków, stuletnie psy w żelaznych zbrojach wprowadzają go do sali kolumnowej, czeka świta człowiecza, czekają nadzy wodzowie, Paweł prezentuje insygnia, obnażają kły, negocjuje aneksję królestwa podziemi, dojąc krowy, podbierając jajka kurom, przy śniadaniu zaś, którego straceńcza obfitość stanowi dla matki podstawowy rytuał dnia, obserwuje z orbity Saiussa IV lądowanie na dryfujących w lawie diamentowych wyspach ciężkich krążowników z piechotą androidową, po czym awataruje się tam w sześciorękiego mecha i z pełną drużyną złożoną z weteranów Bandy Trojga zstępuje do wnętrza wulkanu-skarbca miliardletniej AI ze wszechświata lustrzanej symetrii bozonowo-fermionowej, rajd trwa ponad sześć godzin, biegną po kilometrowych strunach topniejącego szkła nad oceanami ognia, w brylantach wielkich jak miasta walczą z nieskończonymi zastępami rycerzy von Neumanna, szturmują fortece FTL-owych mózgów przedwiecznej matematyki, z rozłupanych pancerzy nieludzkich mechów wyjmują rozpalone wnętrzności plazmowe, skarby obcej robotyki, które następnie wmontowują w swoje pancerciała, Przez długie minuty bawiąc się w arkuszach kalkulacyjnych takimi i innymi kombinacjami współczynników, liczba możliwych konfiguracji jest prawie nieskończona, a każda konfiguracja oferuje nowe wspaniałości, inne moce, fantastyczniejsze Osiągnięcia, i czasami zdaje się małemu Pawłowi, że największa przyjemność, a więc i sens najgłówniejszy szlai zawiera się właśnie w owym modelowaniu potęg, które pozostają zawsze tuż poza zasięgiem gracza, w marzycielskim strojeniu super-hiper-spec potencjalności, w kolekcjonowaniu unikalnych artefaktów dla samego ich kolekcjonowania, dla sycenia się wyobrażeniem, co MÓGŁBYM zrobić, gdybym zebrał wszystkie sto Klejnotów Xuga, cały tuzin sprzęgów V-96, komplet szyfrów kwant-tantrycznych, i tak upływają mu kolejne godziny, i kiedy w końcu gildmistrze Bandy Trojga docierają do odwróconej kawerny postperowskitowej, w której bije zmiennowymiarowe serce boga ur-fizyki, matka ciągnie Pawła za uszy do kościoła albo do sklepu albo do sąsiadki, albo po prostu na obiad, i bitwa straszliwa toczy się na talerzu z kopytkami z cebulą, w górze wiszą dziesiątki tysięcy widmowych obserwatorów z całego świata, wszystkie gildie i strefy czasowe patrzą, jak drużyna Pawła włamuje się do kieszonkowego wszechświata pełnego artefaktów pochodzących sprzed ostatniego nerfingu fizyki, pełnego boosterów i bomberów stworzonych, zanim czas oddzielił się od przestrzeni, gdy jeszcze wszystkie cztery moce natury mieściły się w jednym języku, power to the people of Kos, i usadzony przy oknie, w które monotonnie bije wieczorny deszcz, obierając zamokłe ziemniaki pod szaro-brunatną ikoną błotnistego podwórka, Paweł dogląda podziału łupów oraz koordynuje budowę reprezentacyjnego miasta-domu Bandy Trojga, które zawiśnie między światami na fundamentach najwyższych magii-technologii każdej ze szlai, tam prowadzić będzie negocjacje dalsze: o władzę, o zasoby naturalne (nienaturalne), o strefy wpływów i kształt każdego ze światów ducha, kształt gry - albowiem najmniejszy ruch w grze grę od nowa tworzy, a im kto mocniej wpływa na kierunek rozgrywki, tym głębiej rzeźbi samą postać świata, na tym wszak polega różnica między plają i szlają, że w tej drugiej nie możesz być jedynie odbiorcą, chcąc nie chcąc, kreujesz dla siebie i innych nowe, niespodziewane doświadczenia, każdy dzień jest inny, każda rozgrywka zaskakująca, każda interakcja nieprzewidywalna, wszystko płynie, wszystko się zmienia, witajcie, dziatki, w kraju Proteusza."



"Zaczyna się od prostej funkcji ważonej.
Przyjrzyj się swojemu życiu i każdemu kontaktowi z innym człowiekiem przypisz numeryczne wartości:
czas trwania
intensywność
częstotliwość
korzyść praktyczną
odczuwaną przyjemność
chęć ponowienia
Teraz przedstaw sobie tę sieć połączeń w postaci graficznej. Proporcjom numerycznym odpowiada wzajemne położenie w sieci oraz grubość łączących osoby linków strun synaps żył.
(Tylko takie odległości mają znaczenie. To są prawdziwe dystanse międzyludzkie.
Nie metry i kilometry gnoju).
Ty zawsze znajdujesz się w centrum. Wokół ciebie - twoja konstelacja.
Zmienia się w czasie. Aktualizowana w miarę jak zmieniają się twoje priorytety i tryb życia. Gwiazdy przesuwają się po nieboskłonie. Gasną i rozbłyskują.
Mrugnij - ułożą się jeszcze inaczej. Możliwych konstelacji jest nieskończenie wiele.
Zazwyczaj wszakże obracasz się w czterech, pięciu, sześciu głównych.
Jedna jest konstelacja genetyczna
Jedna lub dwie lub trzy konstelacje przeszłości (znajomi z minionych etapów życia, których nie porzuciłeś za sobą)
Jedna lub dwie konstelacje hobby
I jedna konstelacja pracy
Pozostajesz w nich punktem wspólnym, lecz ich gwiazdy rzadko się mieszają. Konstelacje tworzą relacje nieprzechodnie. (Znajomi twoich znajomych nie muszą być twoimi znajomymi).
Gwiazd pierwszej wielkości świeci cztery, pięć. To te, które obserwujesz na co dzień. Poświęcasz im trzy czwarte uwagi.
Gwiazd drugiej, trzeciej wielkości - tuzin może.
Jeszcze słabszych - w sumie półtorej setki. To constans, więcej mózg nie obejmie. Choćbyś był królową-matką, duszą towarzystwa, swatką powiatową. Na stu pięćdziesięciu łamią się gildie i kabały, po stu pięćdziesięciu spółki kumpelskie morfują w bezosobowe korporacje.
Gwiazd krótkookresowych - komet, planetoid na ekscentrycznych orbitach, supernowych - możesz zaś mieć nieskończenie wiele. Konstelacje zmieniają się nieprzerwanie.
Te główne - rzadko obejmują więcej niż dziesięć gwiazd każda.
Te tymczasowe - obracają tysiącami, dziesiątkami tysięcy ciał.
(Policz, z iloma ludźmi minąłeś się na ulicy. Z iloma wymieniłeś w duchu słowo obraz myśl wrażenie towar skrawek duszy.
Dzisiaj, wczoraj, w zeszłym roku, w życiu).
Nie zwracasz na nich uwagi, nie pamiętasz, a przecież są ważni. Im gęstsze te sieci tła, tym łatwiej utrzymać głowę ponad powierzchnią nolensum.
Im większa dusza publiczna w proporcji do duszy prywatnej - tym wyższy poziom serotoniny.
Niektóre z konstelacji odbijają nawet położenie ludzi w przestrzeni fizycznej: konstelacje lokalne, geotagowany socjal królestw.
To jednak mniejszość. Na co dzień odmienne reguły rządzą astronomią ducha.
Te same gwiazdy oddalają się i przybliżają, gdy inaczej ustalisz wagi: ważniejszy zysk - ważniejsze uczucie - ważniejsza długość kontaktu - ważniejsza liczba wspólnych znajomości - ważniejsze jeszcze co innego.
Kotka z zeszłej nocy w konstelacji socjalnej wisi tuż pod Księżycem; ale w konstelacji biznesowej nie masz jej w ogóle.
Sam krążysz po orbitach tysięcy innych ciał astralnych. Choćbyś nie wychodził z mieszkania i ciął ducha do kości - świecisz tam w obcych gwiazdozbiorach.
Ktoś gdzieś kiedyś. Słowo, uśmiech, ping.
I zapamiętał. Nie przewidzisz.
Może jesteś niespełnioną miłością jego życia. Do której nie miał odwagi się odezwać.
I przez lata nie stracisz Jowiszowej pozycji na jego niebiosach.
Nawet nie podejrzewasz, kto w tej chwili żyje twoim życiem. Pastuch z Mongolii. Król Wielkiej Brytanii.
Zaczęło się od samoorganizujących książek adresowych i prostych narzędzi social networkingu, od aplikacji lifestyle'owych dla bezdzietnych singli wielkomiejskich. (Wszyscy będziemy bezdzietnymi singlami wielkomiejskimi)."




Odpowiedz



#2
Nieee! Ukryj to, bo czynisz najstraszliwszą rzecz pod słońcem! Tak, chodzi mi o SPOILER. Daj przeczytać, nie bądź żyła Big Grin
Tak, to jest mój podpis. Ktoś oczekiwał czegoś więcej, hę?



Odpowiedz



#3
Akcji to Ci to nie zdradzi. Nie ma strachu. U Dukaja to zaczynam coś lekko kojarzyć po którymś tam czytaniu, więc napisałbym, że cała jego książka nie jest dla niej samej spoilerem.
A "Lód" czytałeś?



Odpowiedz



#4
Sei napisał(a):Akcji to Ci to nie zdradzi. Nie ma strachu. U Dukaja to zaczynam coś lekko kojarzyć po którymś tam czytaniu, więc napisałbym, że cała jego książka nie jest dla niej samej spoilerem.
A "Lód" czytałeś?

U Dukaja jest bardzo równie. W mojej opinii "Czarne Oceany" były bardzo strawne, jeśli dobrze pamiętam przeczytałem w 2 dni. Natomiast "Lód" trawiłem powoli przez trzy miesiące Wink
Teoretycznie praktyka pokrywa się z teorią, ale praktycznie…



Odpowiedz



#5
Dokładnie to samo u mnie. Zmęczył mnie ten "Lód" okrutnie i tak jak inne jego rzeczy mi raczej
odpowiadają tak to była chyba strata czasu.



Odpowiedz



#6
Coś jak "Ślimak na zboczu" Strugackich? Czytałem 3 razy i nadal jest dziwnie Smile
Tak, to jest mój podpis. Ktoś oczekiwał czegoś więcej, hę?



Odpowiedz



#7
Sei napisał(a):Dokładnie to samo u mnie. Zmęczył mnie ten "Lód" okrutnie i tak jak inne jego rzeczy mi raczej
odpowiadają tak to była chyba strata czasu.

Dukaj stworzył ciekawy świat w "Lodzie", ale jest kilka rzeczy, które mi się nie podobały.

Po pierwsze ciężko wczuć się w bohatera, skoro dosłownie co kilkadziesiąt stron pada pytanie "kim się zamarzło?". Gdyby zebrać te odpowiedzi, dotyczące osoby głównego bohatera to wyszedłby pewnie 200 stronicowy wywód filozoficzny.

Druga sprawa jest taka, że w moim odczuciu gdzieś od rozdziału dziewiątego (a może i wcześniej) powieść wygląda jak napisana po łebkach. Czyżby wydawca przycisnął pana Jacka?
Teoretycznie praktyka pokrywa się z teorią, ale praktycznie…



Odpowiedz



#8
Według mnie "Lód" się strasznie ślimaczy. I chyba byłą to trochę bez celu opowieść. Znaczy może na początku jakiś cel był, ale potem? Strasznie się nią wszyscy zachwycali chyba tylko z powodu, że jest aż tak niezrozumiała. Parę osób, które znam postawiło sobie chyba za punkt honoru przez to przebrnąć (nie wiem zresztą czy od jakiegoś momentu powieści ja też do nich nie należałem). Przyznaję, że jest kilka trafnych spostrzeżeń i ciekawych spojrzeń na ludzi, ale to chyba nie usprawiedliwia takiej cegły. Opowiadanie/powieść na 200-250 stron - jak najbardziej. Ponad 1000 stron? A, na cholerę aż tyle? Do tego narracja - bardzo mocno specyficzna, a już zakończenie było dla mnie takim rozczarowaniem jak zakończenie sagi o Wiedźminie.

P.S. Teraz jak myślę o zakończeniu to mam wrażenie, że prawie identyczne było chyba w "Perfekcyjnej Niedoskonałości", ale słabo pamiętam.



Odpowiedz



#9
Cytat:a już zakończenie było dla mnie takim rozczarowaniem jak zakończenie sagi o Wiedźminie.
A co ci nie pasuje w zakończeniu sagi o wiedźminie?



Odpowiedz



#10
[hide]Głupia śmierć Geralta i całej jego drużyny, zapewne.[/hide]
Tak, to jest mój podpis. Ktoś oczekiwał czegoś więcej, hę?



Odpowiedz



#11
Spoiler:


[hide]Lepiej żeby się skończyło jak w bajce? Zło pokonane, wszyscy dobrzy żyją, i nawet się nie spocili?[/hide]



Odpowiedz



#12
[hide]Niektórym może się nie podobać ostateczność zakończenia. Mnie bardziej ciekawią przygody Ciri w świecie Króla Artura. Wie ktoś czy są i gdzie opisane?[/hide]

Proponuję skopiować do notatnika Smile
Tak, to jest mój podpis. Ktoś oczekiwał czegoś więcej, hę?



Odpowiedz



#13
UWAGA DLA TYCH CO NIE CZYTALI DO KOŃCA WIEDŹMINA - DALEJ JEST KILKA SZCZEGÓŁÓW Z ZAKOŃCZENIA. Funkcji ukrywania nie znalazłem, więc jak chcecie przeczytać poniższy post to najłatwiej zaciągnąć go myszką.
re4der napisał(a):Lepiej żeby się skończyło jak w bajce? Zło pokonane, wszyscy dobrzy żyją, i nawet się nie spocili?

Wybacz, ale jak według Ciebie się to skończyło jeśli właśnie nie tak??? "Geralt otworzył oczy (...) Na skroni policzku czuł delikatny dotyk palców. Palców, które znał. Które kochał tak bardzo, że aż bolało (...) Leż spokojnie mój ukochany (...) Gdzie jesteśmy? Czy to ważne? Jesteśmy razem. (...) Kocham Cię Yen. Wiem." NO BŁAGAM !!! Jeszcze ten poczuł dłoń Cahira, tamten zobaczył oczy Coena, krasnoludy zobaczyły krasnoludów. A Ciri? Ciri odjeżdża sobie w siną dal z jakimś rycerzykiem rozmyślając jak to będzie sobie popukać na "kobiercu z mchów". "Kobierzec z mchów, pomyślała, powstrzymując chichot. Pod krzekiem leszczyny. A ja w roli wróżki. No, no. (...) Jechali wprost w zachodzące słońce." I to ma być zakończenie nie z bajki? Szmira nad szmirami. Wysokobudżetowy holywoodzki romans pełną gębą. To już Titanic miał lepsze zakończenie: odgięła mu palce od deski i popchnęła w głębiny, bo jej źle drzwi, na których płynęła, obciążał. Sapkowski napisał kilka niezłych tomów, były ciekawe zwroty akcji, ginęli jedni z głównych bohaterów, bywało śmiesznie i smutno, ogólnie: "działo się". Były oczywiście i gorsze momenty, bo przy tak długim tekście nie da się ich uniknąć. Ale koniec? Położył całość. Potrafię oglądać średnio ciekawy film dla samego zakończenia i uważam, że było warto (np. "Bezduszne równania" - choć chyba oglądałem to pod tytułem "Chłodna kalkulacja"). Ale jak ktoś nie ma zupełnie pomysłu jak zakończyć dzieło (chyba zresztą dzieło swojego życia) to po co się za to brać? To już lepiej zostawić ich zawieszonych tak jak by chciało się dopisać jeszcze jedną część (mimo, że się nie zamierza). Albo po prostu zginęli, pochowali ich, na stypie powspominali i się rozeszli. Łezkę czytelnik otarł, położył książkę na półkę i powspominał chwilę. Jeśli znów miało to być puszczanie oka do czytelnika i mówienie: "A kuku! To tylko opowieść w opowieści w opowieści. Zastanawiaj się co znaczy ten piętrus i ile Ciri zmyśliła opowiadając całość." to też mi zupełnie nie pasuje. I tak wszystko jest zmyślone, więc zastanawianie się nad tym jak było naprawdę jest bez sensu (Czy oni zmarli i Ciri ich ożywiła tylko w opowieści? Czy Ciri wszystko wymyśliła? Czy rzeczywiście się przeniosła do innego świata? A może zawsze żyła w świecie Króla Artura, tylko jest chora psychicznie i wierze we własne urojenia?) Zbiór pusty. Zresztą puszczałbym oko przy krótkim opowiadanku, pojedynczej powieści napisanej właśnie dla puszczenia oka na koniec ("Kot, który przenika ściany" - właściwie to to chyba jest napisane dla tytułu i ostatniej sceny), albo gdyby cały utwór był jedną wielką zgrywą (np. jak u Douglasa). A tu wyskok z jakimiś światami (powieściami?) równoległymi i zachodzące słońce. Przez to zakończenie moje notowania serii o Wiedźminie poleciały na łeb na szyję.


P.S. Miłokot i re4der - może zedytujcie swoje posty podobnie (ukryjcie zakończenie). Można tym komuś zupełnie popsuć przyjemność z czytania książki. Mi tak kolega uczynił zdradzając kiedyś zakończenia "Szóstego zmysłu".

P.P.S. Chyba nic o Ciri więcej nie napisał. Husytami się zajął po Wiedźminie.



Odpowiedz



#14
zeedytowane. A propos przygód Ciri w świecie, to niektórzy doszukują się go w "Świat króla Artura Maladie", zresztą nie wiem czemu. Książkę czytałem (a raczej słuchałem i to dość powierzchownie Smile ale jedyne nawiązanie do sagi to chyba wspomnienie na kim Sapkowski wzorował Yennefer.

Cytat:P.P.S. Chyba nic o Ciri więcej nie napisał. Husytami się zajął po Wiedźminie.

Tak, zajął się nimi po wiedźminie. Czytałem i według mnie trylogia prawie dorównuje sadze o wiedźminie (również pod względem zakończenie, ale tu jest bardziej jednoznacze)



Odpowiedz



#15
Zedytowałem, jakoś nigdy filmowości w zakończeniu się nie dopatrywałem. Ale to był mój pierwszy i z racji tego, że zgubiłem większość stron, na razie ostatni raz Smile
Tak, to jest mój podpis. Ktoś oczekiwał czegoś więcej, hę?



Odpowiedz



Digg   Delicious   Reddit   Facebook   Twitter   StumbleUpon  


Użytkownicy przeglądający ten wątek:
1 gości